Czas płynie nieubłaganie i nie oszczędza nikogo. To chyba jedna z nielicznych sprawiedliwych rzeczy na tym świecie. Nieco mniej sprawiedliwe jest już to, że po jednych ten upływ czasu widać mniej a po innych bardziej. Całe szczęście należę do tej pierwszej grupy ;)
Nie pamiętam kiedy ostatni raz zostałam dostałam tyle urodzinowych życzeń. Po prostu zostałam nimi zasypana, wręcz zbombardowana. Telefony, SMSy, maile... aż się boję otworzyć lodówkę :)
Tak się akurat złożyło, że dzień moich 26. urodzin stał się również pierwszym dniem poszukiwań sukni ślubnej. Odwiedziłyśmy z mamą - moim najbardziej zaufanym odzieżowym doradcą - 5 sklepów. Przymierzyłam około 15. sukienek i już wyciągnęłam parę wniosków. Otóż:
- wiem, czego nie chcę
- wiem, że chcę welon
- wiem, że wydam na sukienkę więcej niż planowałam
- wiem, że ciężko będzie się zdecydować, bo (nieskromnie przyznam) w większości wyglądam po prostu ślicznie. Nawet bez makijażu i z wielkim rozlanym na pół przedramienia krwiakiem (pamiątka z WIMLu). Oczywiście mam swoją faworytkę, ale zanim ostatecznie wybiorę zwyciężczynię, odwiedzę jeszcze przynajmniej 3 miejsca. A do tego czasu pewnie będę bić się z myślami. Nie tylko w sprawie sukienki ;)