czwartek, 23 lipca 2009

Live fast, die young.

Pierwszy tydzień mojej rekonwalescencji był bardzo spokojny. Ruszanie się przychodziło mi z pewną trudnością i prawie całość przesiedziałam w domu. Dało to całkiem niezłe rezultaty, bo w drugim tygodniu czułam się o wiele lepiej. I ten miniony tydzień był naprawdę fantastyczny - pełen wrażeń i miłych spotkań. No bo tak...
W poniedziałek udało nam się namówić naszego Mistrza Gry na sesję Gwiezdnych Wojen. I to nie byle jaką sesję, bo na gwiezdnym niszczycielu! I oto małymi kroczkami zaczęliśmy zmieniać losy galaktyki (tak sobie przynajmniej czasem marzę ;))
We wtorek zorganizowaliśmy sobie Wieczór Piwny. Degustacja piw wypadła na wyraz dobrze. Szkoda, że już zapomniałam nazwy piwa, które mi tak smakowało... chyba jakieś korzenne było, czy coś takiego. A piwo czekoladowe i bananowe to ZUO! Na koniec gospodarz próbował nas dobić trzema kolejkami swojego kamikaze. Nie daliśmy się! :)
W środę... w środę prowadziłam Everwaya. I ta zeszłotygodniowa sesja była całkiem niezła, w przeciwieństwie do tej wczorajszej, z której nie jestem zadowolona. No, ale moje małe przepaki... znaczy Wybrańcy brną dalej w swoje przeznaczenie. Jestem z nich bardzo dumna. Cieszę się za każdym razem, kiedy odkrywają kolejny element układanki, a jeszcze bardziej, kiedy wiedzą, gdzie tego puzzla wpasować. A tyle jeszcze przed nimi!
W czwartek graliśmy w 7th Sea. I tutaj muszę się do czegoś przyznać... Mimo, że od wielu tygodni na tapecie mam Star Wars'y, to jednak doszłam do wniosku, że to 7th Sea jest moim ukochanym systemem. Ma wszystko, czego oczekuję po dobrych erpegach. A dodatkowo w tym projekcie - kocham MG, bardzo podoba mi się moja postać, uwielbiam graczy i sam system. Czego chcieć więcej? Wstawię jeszcze tylko mały feedback dla mojego wspaniałego Misia Grr... Motyw z wilczym ugryzieniem jest boski! Czekam, co będzie dalej :>
Piątek to seans filmowy pod hasłem "Piraci z Karaibów". Zjechało się trochę znajomych :*****, były chipsy, cola, kanapki, czereśnie i inne słodkości. Daliśmy radę obejrzeć dwie części. Z trzeciej zrezygnowaliśmy, bo...
...w sobotę jechaliśmy na ślub Goblinów. Jak to bywa ze ślubami cywilnymi - krótka to była uroczystość, ale bardzo ładna i wzruszająca. Oboje wyglądali prześlicznie i przeszczęśliwie. A pogodę mieli po prostu nieziemską. Czas między ślubem (g.11) a imprezą poślubną (g.19.30) wykorzystaliśmy na wycieczkę do zamku książąt mazowieckich w Czersku. Było cudnie i właśnie sobie przypomniałam, że Moje Ogrze Kochanie już trzy razy prosiło mnie o zrzucenie zdjeć stamtąd do albumu. Dalsza część dnia i nocy były równie miłe. Wesele w Paradoxie udało się bardziej niż się spodziewałam. Wytańczyłam się, wybawiłam z przyjaciółmi... było cudnie!
W niedzielę Ogrzak gotował i muszę przyznać, że wyszło mu tak, że normalnie klękajcie narody. Chińszczyzna a'la Ogre była absolutnie przepyszna i chyba każdy, kto próbował się z tym zgodzi. A potem graliśmy w Star Wars. Graliśmy 7 godzin, które upłynęły w mgnieniu oka. Co prawda była to inna kampania niż poniedziałek, ale muszę przyznać, że też bawiłam się nieźle.
No i tu w zasadzie szalony tydzień się kończy... choć nie do końca. Bo w poniedziałek Ogrzak prowadził Dead Landy. We wtorek poszliśmy do Babalu z Tesiakami, a w środę - to jest wczoraj znowu prowadziłam Everway'a. No i kto tu jest najbardziej obciążonym MG?!?
Dziś jest czwartek - mamy pierwszy od dawna wieczór tylko dla siebie. Dziś jestem tylko Ogrzego i nikt i nic tego nie zmieni!

środa, 15 lipca 2009

Przygotowań ślubnych ciąg dalszy.

Do ślubu zostało trochę mniej niż 3 miesiące. Małymi kroczkami posuwamy się naprzód. Kupiłam sukienkę do ślubu cywilnego. Szukam butów i bielizny. Zastanawiam się nad wiązanką.
Zaczęliśmy rozdawać zaproszenia. Uczymy się tańczyć.
Jednak niektórych rzeczy nie można zrobić wcześniej. Nie rozsadzimy gości zanim nie będziemy dokładnie wiedzieć, ilu ich będzie. Nie ustalimy też ostatecznego kształtu menu. Nie kupię biżuterii dopóki nie będę miała sukni etc etc
Czyli jednak przedślubne bieganie i nerwy mnie nie ominą. No trudno.

niedziela, 5 lipca 2009

Nic nie boli tak jak życie.

To cenne doświadczenie - przekonać się, o ile łatwiej jest znosić ból fizyczny od cierpienia psychicznego. W przypadku tego pierwszego z pomocą przychodzą środki farmaceutyczne i sen. Kiedy traci się bliską osobę niewielkim tylko pocieszeniem jest wiara.
Całe szczęście mam już to wszystko prawie za sobą. Prawie. Nadal dochodzę do siebie po operacji. Ale jestem w domu. Otoczona przez bliskich troskliwą opieką. Chyba to wykorzystam. Nie wiadomo, kiedy następny raz nadarzy się taka okazja. A może wiadomo? ;)
W każdym bądź razie biorę się w garść! Wszystkie te złe i przykre sprawy zostawiam w pierwszej połowie roku. Druga będzie o niebo lepsza! Już ja się o to postaram.

ślub, wesele