poniedziałek, 23 lutego 2009

Nauki przedmałżeńskie.

Zaliczyliśmy dziś pierwsze nauki przedmałżeńskie. Mogłabym po prostu załatwić nam zaświadczenie o odbyciu takiego kursu, ale zdecydowaliśmy, że jednak sami chcemy w nim uczestniczyć. Tyle negatywnych opinii słyszeliśmy na ten temat, że doszliśmy do wniosku, że musimy to sprawdzić na własnej skórze. I przyznaję, że jak na mój gust głosy krytyki są mocno przesadzone.
Na pewno jest to po części kwestia kto i jak te nauki prowadzi, ale wydaje mi się, że największe znaczenie ma nastawienie. Tak sobie myślę, że jeśli ktoś idzie tam bo musi, a nie dlatego, że chce posłuchać i się czegoś dowiedzieć, to faktycznie może mieć poczucie zmarnowanej godziny swojego życia.
Wczorajszy wykład dotyczył obiegu dokumentów. Ks. Tomasz mówił właściwie tylko na temat ślubów konkordatowych, który nas przecież nie dotyczy, ale i tak siedziałam słuchając z zainteresowaniem. I naprawdę dowiedziałam się o rzeczach, o których wcześniej nie miałam pojęcia.
Oczywiście domyślam się, że zajęcia z planowania rodziny mogą być o wiele mniej ciekawe i pouczające. Ale i tak chętnie udam się do poradni rodzinnej. Zawsze mogę kiwać głową ze zrozumieniem. W końcu nikt nie pracuje na moim stanowisku dłużej niż rok jeśli nie opanował tej sztuki do perfekcji ;)

piątek, 20 lutego 2009

Łóżko.

Na krótko przez przeprowadzką Ogrzaka do Warszawy sprawiliśmy sobie nowe łóżko. Postanowiliśmy dbać o nasze kręgosłupy, więc zainwestowaliśmy w naprawdę dobry materac. Wydaliśmy dużą kwotę, ale nie żałujemy. Nie zamienilibyśmy go na żaden inny. Co innego rama... Ramę kupiliśmy w IKEI. Przez jakiś czas z niej też byliśmy zadowoleni (jest naprawdę ładna, pasuje do wystroju sypialni, mieści się idealnie), ale potem łóżko zaczęło skrzypieć, a potem całkiem się rozpadło. No może nie całkiem, ale się rozpadło. A konkretnie - wygięła się belka, przez co dno ogrzej części łóżka z hukiem wpadało do środka. Nie dało się na nim ani spać ani nawet... leżeć ;)
A tylu znajomych zapewniało, że łóżka z IKEI są wygodne i _wytrzymałe_. Ciekawe co teraz by mieli mi do powiedzenia?
A w całej tej sytuacji bawią mnie jeszcze dwie rzeczy.
Po pierwsze: wspomnienie miny rodziców na tę wiadomość :)
Po drugie: fakt, że nikt nie chce nam wierzyć, że to się zrobiło samo - od spania! :)))

czwartek, 12 lutego 2009

26.

Czas płynie nieubłaganie i nie oszczędza nikogo. To chyba jedna z nielicznych sprawiedliwych rzeczy na tym świecie. Nieco mniej sprawiedliwe jest już to, że po jednych ten upływ czasu widać mniej a po innych bardziej. Całe szczęście należę do tej pierwszej grupy ;)
Nie pamiętam kiedy ostatni raz zostałam dostałam tyle urodzinowych życzeń. Po prostu zostałam nimi zasypana, wręcz zbombardowana. Telefony, SMSy, maile... aż się boję otworzyć lodówkę :)
Tak się akurat złożyło, że dzień moich 26. urodzin stał się również pierwszym dniem poszukiwań sukni ślubnej. Odwiedziłyśmy z mamą - moim najbardziej zaufanym odzieżowym doradcą - 5 sklepów. Przymierzyłam około 15. sukienek i już wyciągnęłam parę wniosków. Otóż:
- wiem, czego nie chcę
- wiem, że chcę welon
- wiem, że wydam na sukienkę więcej niż planowałam
- wiem, że ciężko będzie się zdecydować, bo (nieskromnie przyznam) w większości wyglądam po prostu ślicznie. Nawet bez makijażu i z wielkim rozlanym na pół przedramienia krwiakiem (pamiątka z WIMLu). Oczywiście mam swoją faworytkę, ale zanim ostatecznie wybiorę zwyciężczynię, odwiedzę jeszcze przynajmniej 3 miejsca. A do tego czasu pewnie będę bić się z myślami. Nie tylko w sprawie sukienki ;)

piątek, 6 lutego 2009

ślub, wesele