niedziela, 9 listopada 2008

Mała rzecz, a cieszy.

Niektórzy znajomi mówią, że jestem drobiazgowa. Ja na to, że przecież diabeł tkwi w szczegółach. I być może czasami faktycznie czepiam się detali, ale potrafię też za to docenić różne drobnostki. Tak jak na przykład kwiatek podarowany bez okazji :)
Podczas naszego pierwszego spotkania - wiele lat temu - Ogre podarował mi czerwoną różę. Później, podczas kolejnych wizyt, obdarowywał mnie zawsze tym kwiatkiem. Zawsze różą zawsze czerwoną. Wtedy jakoś nie dostrzegałam - jakże teraz oczywistej - wymowy tego gestu. A dziś, kiedy tak wiele się zmieniło i możemy wprost wyrażać swoje uczucia - a nie poprzez symbolikę kwiatową - zmieniły się i kwiaty.
I tak w zeszłym tygodniu salon zdobił czerwony goździk. A w tym panuje królowa kwiatów - biała lilia, która nie tylko olśniewa urodą, ale i uwodzi swym zapachem.
To tylko kwiatki. I aż kwiatki. To może nie dowód miłości, ale dowód na to, że On o mnie pamięta i zależy mu, by sprawiać mi radość każdego dnia, a nie tylko od święta. I jest jedynym facetem, którego znam, który tak pięknie postępuje wobec swojej damy :)

Brak komentarzy:

ślub, wesele