środa, 17 września 2008

U-bot 2008.

To był wyjazd na wariackich papierach, ale - po stokroć! - warto było.
Jadąc do Łodzi nie znaliśmy programu konwentu, jechaliśmy głównie po to by spotkać się ze znajomymi. Nie zawiedliśmy się ani na jednym ani na drugim. Flambergowa lista obecności była naprawdę długa. Jeśli zaś chodzi o program to różne pozycje prezentowały się... różnie :) Do łez uśmialiśmy się na konkursie aktorskim. Konkurs Disney'owski też nam się podobał (choć zajęliśmy ostatnie miejsce;)). Kilka prelekcji było naprawdę niezłych. A te kiepskie tylko zmotywowały nas, by na którymś następnym konwencie* samemu coś pokazać - oczywiście coś lepszego :) Niestety z powodu kompletnego braku przygotowania nie braliśmy udziału w żadnym LARPie. Ale może to i lepiej? Jeszcze trafilibyśmy na jakiś "podręcznik plażowicza". Podobno i takie się zdarzały ;) Mieliśmy za to okazję się pointegrować i pograć na Wii. Zdecydowanie będę kiedyś miała taką zabawkę w domu.
Tymczasem wróciliśmy i już ostrzymy zęby na Falkon :)

*nasze życie konwentowe jest zaplanowane na dwa lata w przód. Zarezerwowaliśmy już sobie czas na Polcon 2009 (Łódź) i Eurocon 2010 (Cieszyn)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Z tego samego powodu zawsze lubiłem konwenty. Może i człowiek się nie wyśpi, ale spotka tylu znajomych, co nigdzie - no, może w Paradoxie jeszcze :-)
Oby każdy następny był równie udany.

Rotsuken

ślub, wesele