niedziela, 28 września 2008

Claddagh ring.

Już kilka razy siadałam do napisania tej notki i rezygnowałam. Za każdym razem wydawało mi się, że nie potrafię uchwycić tego, co czuję; wyrazić tego, co myślę. Ale widać tak musi być.
Ogre poprosił mnie o rękę.
Właściwie (nomen omen) oświadczył, iż pragnie bym została jego żoną. Cóż mogłam odpowiedzieć, skoro ja również tego pragnę? Powiedziałam TAK :) Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się przy tym nie rozpłakała. Aby nie było wątpliwości, dodam, że ze wzruszenia.
Pierścionek zaręczynowy jest przepiękny i absolutnie wyjątkowy. Im dłużej na niego patrzę, tym bardziej mi się podoba :) Próba opisania go jest raczej bezcelowa, żadne słowa nie wyrażą jego urody. Ale zdradzę, że jest to jedyny pierścionek, jaki wypada podarować irlandzkiej tancerce ;) Swoją drogą, gdybym go nie znalazła rano na swoim palcu, mogłabym pomyśleć, że to był tylko piękny sen.
Dokładnej daty ślubu jeszcze nie uzgodniliśmy. Ustaliliśmy jednak, że pobierzemy się pod koniec przyszłego roku - najprawdopodobniej w październiku. Bardzo liczymy na piękną polską jesień.

Brak komentarzy:

ślub, wesele