niedziela, 8 marca 2009

View from the top.

Dziś mijają 3 lata od kiedy wykonałam swój pierwszy lot. Pamiętam jakby to było wczoraj. To był poranny Frankfurt. W czasie startu siedziałam na swoim jumpseat'cie i nie mogłam uwierzyć, że naprawdę zostałam stewardessą.
3 lata. Pomyślałam, że to dobry moment na zastanowienie się, co dalej? 30 razy obleciałam Ziemię dookoła i znam już tę pracę od podszewki. Szybko doszłam do wniosku, że bardzo lubię swój zawód. Serio. Zero nudy! Zero rutyny! Ciągle coś się dzieje. Ciężko by mi było wrócić do siedzenia za biurkiem. Oj, ciężko. Ale może będzie trzeba, bo w lotnictwie dzieje się źle. Ta perspektywa niby jakoś szczególnie mnie nie przeraża. Tylko tak smutno bez tego latania by było.
Bez przepuszczania fortuny na zakupach w USA i wolnocłowym, bez głupich pytań i komentarzy pasażerów i bez debriefingów po locie.
Czasami bywa ciężko, ale często też jest miło i przyjemnie. Jak dziś, kiedy z okazji Dnia Kobiet kapitan zaprosił całą załogę do siebie na szklaneczkę whisky. Po 9 godzinach lotu słaniałam się na nogach ze zmęczenia i niedotlenienia, ale postanowiłam nie wyłamywać się z szeregu. Ponieważ za whisky nie przepadam dostał mi się... Rémy Martin. Kto i dlaczego wymyślił koniak? Chyba na zawsze pozostanie to dla mnie tajemnicą.
Panowie wznieśli toast za panie, a paniom nie wypadało pić za siebie, więc szefowa szybko wymyśliła coś na poczekaniu:
"Aby mężczyźni za nami nadążali!"
Szklanki poszły w górę, a po chwili odezwał się pierwszy oficer.
"To fizycznie niewykonalne. Mężczyzna z opuszczonymi spodniami zawsze będzie biegł wolniej niż kobieta z podkasaną spódnicą".
No i co prawda, to prawda :)

2 komentarze:

pohulanki.waw.pl pisze...

heheheh ciesze sie ze tu trafilam. dawno sie tak nie smialam :))

Brzoza pisze...

Podziwiam Cię. Ja zawsze mam serce w przełyku kiedy lecę samolotem.. :)

ślub, wesele